Start naszej podróży znajdował się we Wrocławiu, skąd z miejscowego pseudolotniska [to nie żart, niektóre dworce autobusowe robią lepsze wrażenie] mieliśmy odlecieć bezpośrednio do Sharm.
Los nie byłby jednak sobą gdyby nie zgotował Nam jakiejś niespodzianki. Przed odprawą bagażowa musiało dojść do ewakuacji całego lotniska [dworca?;] ponieważ jakiś roztargniony turysta pozostawił swoją torbę bez opieki.
Oczywiście przyszła kolej na wszystkie procedury bezpieczeństwa itp. itd. Ponad setka ludzi musiała wystawać przed terminalem i smażyć się w upalnym jak na polski wrzesień Słońcu. My jednak zachowywaliśmy spokój, nie poinformowaliśmy nawet bliskich o tej przygodzie bo kto wie czy nie skończyłoby się to falą zawałów i innych tego typu objawów;)
W końcu po kilkunastu minutach wszystko wróciło do normy i po bezproblemowym przejściu wszystkich kontroli znaleźliśmy się na pokładzie samolotu. Teraz pozostało już tylko wzbić się w przestworza i czekać na widok afrykańskich brzegów ...